Super te przepisy ale skąd biorę składniki?

Często słyszę od znajomych, że publikuję fajne przepisy – ale skąd biorę na nie składniki? Na pewno specjalnie jeżdżę po mieście i wyszukuję w jakichś delikatesach – a im brak czasu na takie zabawy. No i do tego pewnie te wszystkie małże i krewetki kosztują krocie. Chciałbym dzisiaj nieco uchylić rąbka tajemnicy i rozwiać wszelkie tego typu wątpliwości. Postaram się by tekst wyszedł maksymalnie obiektywny i nie był w żadnym stopniu stronniczy. Chcę wam tym wpisem przekazać pewną ideę, że można od czasu do czasu łatwo i za w miarę rozsądną cenę urozmaicić sobie jadłospis. Proszę nie traktować tego jak reklamę – po prostu postaram się pokazać pewne, zaobserwowane przeze mnie zależności.

Skąd brać składniki – dyskonty

Nie będę owijał w bawełnę. Dyskonty dla mnie są nie do pobicia. Łączą szeroką ofertę produktową supermarketów z w miarę przyjazną, prawie lokalną atmosferą. No i oczywiście ceny. Dyskonty mogą konkurować cenowo – nie dla tego, że mają gorszej jakości produkty (jak się to kiedyś uważało), a dlatego, że wykorzystują efekt skali i swoją przewagę negocjacyjną. Kupują towary od pojedynczych przedsiębiorców i są na tyle dużymi odbiorcami, że warto dla nich produkować towary nawet pod zmienioną marką. Do tego dochodzą niższe koszty logistyki i marketingu. Win- win jak to mawiał mój pewien znajomy dyrektor.

Dla zainteresowanych tematem podaję przykładowy artykuł o Biedronce na bankier.pl

W Polsce tak naprawdę liczą się dwie marki – Lidl i Biedronka no i może Kaufland. Aldi i Netto gdzieś tam próbują ich gonić – ale to jest trochę walka z wiatrakami. W mniejszych miejscowościach są jeszcze Dino i Chata Polska – ale nie są to dyskonty sensu stricte. Pomimo tak wyraźnego oligopolu (monopolu kilku firm na danym rynku w danej branży) walka między tymi najważniejszymi graczami jest całkiem zażarta. I to jest dobre – bo wygrywamy na tym my, konsumenci.

W moim odczuciu (może odrobinę zbyt subiektywnym) Lidl przoduje w wymyślaniu nowych atrakcji. To Lidl, z tego co pamiętam, wprowadził tygodnie tematyczne. Później pojawił się asortyment z linii Deluxe. I to właśnie Lidl nadaje ton wszelkim nowościom – w ich ofercie można znaleźć coś, czego nie znajdziemy w typowym dyskoncie czy też tym bardziej w naszych lokalnych, drobnych sklepach. Ostatnio naprawdę byłem zaskoczony ofertą na brzytwy (okładniczki). Co prawda mrożone ale zawsze. Raz po raz pojawiają się za to świeże małże i to w dobrej cenie (19,99 za kilogram). Coraz częściej można dorwać ośmiornicę. Całkiem przyzwoity mają wybór ryb – od łososia po pstrąga, tuńczyka, halibuta i co tam sobie jeszcze wymyślicie. Jeżeli nie lubicie owoców morza to w stałej ofercie jest kurczak zagrodowy (schodzi na pniu i ani razu nie udało mi się go dorwać). W ostatnim czasie pojawiła się oferta dziczyzny – udziec z jelenia i gulasz z dzika.

Warto poświęcić trochę uwagi linii Deluxe – często można dorwać ciekawe makarony, octy smakowe, wędliny i sery. Przede wszystkim sery. Nie wyobrażam sobie, żeby raz na jakiś czas nie wziąć pysznej gorgonzoli czy cheddaru, a tym bardziej super zamiennika parmezanu – grana padano. Do stałej oferty trafił ser kozi – i to w kilku odmianach – jako twardy ser oraz bardziej kremowy a’la twarogowy. Warto zwrócić uwagę na wędliny – szynki hiszpańskie czy też niemieckie są super. Jak dla mnie odrobinę za mało przypraw mają – ale dokupuję je u lokalnego rzeźnika, na stoisku firmowym pewnej firmy przy Kauflandzie. Przyprawy zresztą to osobny temat bo teraz jest tyle firm brandujących już gotowe, rozfasowane przyprawy i sprzedających je w internecie jest multum i każdy przy odrobinie wysiłku znajdzie coś dla siebie.

Biedronka goni Lidla i oferuje równie szeroki asortyment. Co mi się podoba to asortyment produktów kuchni azjatyckiej (szeroko pojętej). Świeże owoce i warzywa (na nasze wesele braliśmy owoce właśnie z Biedronki). Nie jestem jednak ich fanem – przez długi czas nie było możliwości płacenia kartą, a dla mnie to był priorytet i teraz muszę przyznać, że po prostu ze starych przyzwyczajeń moje zakupy w tej sieci są rzadkością. No i zostaje nam Kaufland z którego ofertą również nie jestem tak bardzo zaznajomiony jak z lidlowską. Myślę, że warto wymienić duży wybór różnych sosów w ofercie stałej. Kupuję tam sos worcester i inne tego typu smakołyki.

Oprócz produktów spożywczych dyskonty w ostatnim czasie wprowadzili szeroką ofertę sprzętu kuchennego. Blendery, roboty, grille elektryczne, maszynki do chleba, garnki ciśnieniowe, a nawet analogi słynnego Thermomixa – to wszystko raz na jakiś czas można dorwać po znacznie niższych cenach niż „firmówki”. A jakość tych wyrobów jest naprawdę przyzwoita. Sam chętnie korzystam z noży z Lidla, mam patelnię żeliwną, która na mojej indukcji na pewno działa znacznie lepiej niż te wszystkie garnki tytanowe z granitową powłoką (swoją drogą muszę napisać o nich osobny artykuł).

Generalnie polityka cenowa jest we wszystkich sklepach bardzo podobna. W każdym znajdziemy podobne produkty. Wybór swojego ulubionego dyskontu pozostawiam zatem Wam. Ale serdecznie polecam śledzenie ich ofert i wybierania co lepszych okazji – zwłaszcza, że na te dziwniejsze produkty są regularne obniżki nawet do 50%.

Pewnie się da – ale po co?

Nie cierpię marketów. Po prostu jestem chory jak mam jechać do jednego z tych wielkich molochów. Jest tego wszystkiego za dużo. Za dużo jest też ludzi. Nie twierdzę, że to złe sklepy są. Ale po prostu mnie od siebie odrzucają. Trudno też się w nich połapać bo przez to bywam rzadko nieraz się gubię. A jak już się nauczę układu półek to mi ten układ zmienią- żebym szukał i brał jak najwięcej. O takich nieuczciwych praktykach sprzedaży w sklepach wielkopowierzchniowych możecie poczytać w internecie. Tutaj jest jakiś pierwszy lepszy, przykładowy artykuł. I co prawda dużo z napisanego brzmi jak porządnie wymyślone teorie spiskowe – większość z wymienionych praktyk jest prawdziwa.

Jednak w obronie wielkopowierzchniowych marketów należy napisać, że zazwyczaj mają największy wybór. Zwłaszcza jeżeli lubicie piwa, a nie chcecie jechać do sklepu specjalistycznego. W sieci Auchan można dostać tak egzotyczne rodzaje mięsa jak na przykład przebój ostatnich lat – wieprzowina ze świń rasy złotnickiej. Na przykład Tesco zaczęło sprowadzać piwa kraftowe (produkowane przez małe, lokalne browary). No i oczywiście ceny – tam są najniższe i każdy znajdzie towary na swoją kieszeń.

Markety czują, że ludzie są coraz mniej chętni do zakupów w ich placówkach dlatego wprowadzają dodatkowe usługi. Takie jak zakupy on-line. Z tego co pamiętam pierwszym sklepem, który oferował tego typu możliwość był nasz wielkopolski Piotr i Paweł (trochę specjalnie pomijam go w tym tekście – ma bardzo przyzwoity wybór, ale jak dla mnie nieprzyzwoite ceny). My z żoną obecnie korzystamy z e-zakupów w Tesco. Żona robi listę zakupów i wstępnie dodaje do koszyka. Na następny dzień weryfikuje tą listę – czy na pewno wszystkiego potrzebujemy. Wysyła zamówienie i następnego dnia miły Pan przywozi nam zakupy. A pod moją nieobecność nawet wniesie je na piętro. Warto zamawiać wszystkie produkty o długim terminie – mąka, kasze itd. Ale też warzywa. Nie wiem dlaczego (pewnie dlatego, że dostarczane są z centrów dystrybucji, a nie z półek sklepowych), ale przychodzą naprawdę świeże – trzeba się nieźle postarać, żeby wygrzebać takie na półce.

Ewentualne reklamacje też nie stanowią żadnego problemu – ostatnio źle naliczyli nam za wodę butelkowaną. Jeden telefon i temat załatwiony – dostawca wrócił po towar, a pieniądze zostały zwrócone na kartę. O właśnie, należy pamiętać, i to chyba jedyny minus tego rozwiązania, że można płacić tylko kartą. Kierowcy ze względów bezpieczeństwa nie wożą gotówki. No i może druga rzecz, że dowóz jest parę złotych płatny – ale jak pomyślimy ile zaoszczędzimy robiąc przemyślane zakupy i nie tracąc paliwa na dojazd do sklepu – to się opłaca!

Hurtownie spożywcze/wyspecjalizowani dostawcy

Warto jeszcze wspomnieć o hurtowniach spożywczych typu Makro. To naprawdę świetny wybór jeżeli chcemy kupić świeże owoce morza czy też inne frykasy. Wybór jest ogromny. Ceny są w porządku. Tylko u nas w Poznaniu jest jedno Makro. Naprawdę nie mam ochoty jechać tam na zakupy. Bo to jeszcze bardziej traumatyczne dla mnie przeżycie niż zakupy w markecie. Jednak będę prawdopodobnie musiał się z tym sklepem zaprzyjaźnić jeżeli na poważnie myślę o blogowaniu. Co się nie o co się nie zapytasz na grupach na FB to odpowiedź jest jedna – MAKRO. Niedawno jedna z blogerek robiła przepis na raki. Skąd je miała? Już wiecie.

Na pewno warto by też było zaznajomić się z lokalnymi dostawcami. Rolnikami, którzy oferują swoje produkty po cenach wyższych niż rynkowe – ale ręczą swoją reputacją za ich jakość. Tylko pamiętajcie, że to nie jest tak, że Pan Zbigniew (zbieżność imion przypadkowa) sprzedając „swoją”  eco kapustę na rynku nie sprzeda wam tej samej co w sieciówce. Albo, że mikrogospodarstwo z którego tak lubicie brać ogórki nie leżało przy ruchliwej trasie i w ziemi jest więcej metalu niż na skupie złomu. Jeżeli macie czas, możliwości, siły i wiedzę to na pewno warto spróbować.

Podsumowanie

Mam nadzieję, że pokazałem Wam wiele możliwości szukania nowych smaków. Naprawdę nie trzeba wydać fortuny czy też spędzić multum czasu na poszukiwania tego co chcemy. Warto śledzić ofertę, rozejrzeć się dookoła i wybrać z całego rynku te rozwiązania i te miejsca, które nam pasują.